Abp Marek Jędraszewski laureatem VI edycji Nagrody im. Henryka Pobożnego


Ksiądz Arcybiskup Marek Jędraszewski został uhonorowany Nagrodą im. Henryka Pobożnego. Uroczystość wręczenia nagrody odbyła się 15 kwietnia br. w Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu. Wyróżnienie to przyznawane jest osobom, które w swoim życiu i działalności kierują się odwagą w obronie wiary, wartości chrześcijańskich oraz troską o dobro wspólne.

Relację z uroczystości, nad którą patronat medialny sprawowała Katolicka Telewizja EWTN Polska, opublikowano na jej oficjalnym portalu.

EWTN POLSKA – poczytaj o uroczystości.

Informacją podzieliła się także Telewizja Trwam:

O Gali można również przeczytać na stronach:

RADIOMARYJA.PL

NASZDZIENNIK.PL

DIECEZJA.PL

WPOLSCE24.TV

WPOLITYCE.PL

SIECIPRAWDY.PL

LEGNICA.FM

LEGNICA.GOSC.PL

LEGNICA.GOSC.PL – galeria zdjęć

LEGNICA.NIEDZIELA.PL

LCA.PL

LEGNICA24H.PL

DIECEZJA.LEGNICA.PL

DZIENNIKLEGNICKI.PL

DZIENNIKLEGNICKI.PL

TVREPUBLIKA.PL

NIEZALEZNA.PL

NIEZALEZNA.PL

EKAI.PL

PL.WIKINEWS.ORG

DZIENNIKPOLSKI24.PL

GAZETAKRAKOWSKA.PL

KRAKOW.NASZEMIASTO.PL

SE.PL

FRANCISZKANSKA3.PL

FACEBOOK – Post Templariusze – OECTH

NIEDZIELA LEGNICKA

W artykule Jędrzeja Ramsa, który ukazał się w GOŚCIU LEGNICKIM

Więcej zdjęć z uroczystości można obejrzeć w GALERII

Informacja o Bractwie

Stowarzyszenie Sióstr i Braci Henryka II Pobożnego i Anny Śląskiej, używające też skróconej nazwy Bractwo Henryka Pobożnego, to wspólnota osób, które za wzór duchowy przyjęły postawy i wartości reprezentowane przez księcia Henryka II Pobożnego oraz jego małżonkę księżną Annę Śląską. Miejscem działania Bractwa jest obszar Diecezji Legnickiej, ale może ono prowadzić działalność także na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i poza jej granicami. 

Myśl o powołaniu Bractwa powstała w kwietniu 2013 r. podczas mojej rozmowy z Państwem Magdaleną i Tomaszem Łysiakami. Postanowiliśmy wówczas podjąć działania mające na celu realizację tej myśli. Ich efektem było uchwalenie statutu Bractwa przez jego członków-założycieli, zatwierdzonego przez Biskupa Legnickiego Zbigniewa Kiernikowskiego dekretem z dnia 25 marca 2015 r., który wszedł w życie 9 kwietnia 2015 r., w 774. rocznicę Bitwy pod Legnicą. 

W statucie określone zostały cele Bractwa (wymienione w pierwszym zdaniu mojego wystąpienia), jego organizacja a także wartości szczególnie ważne dla członków Bractwa. Te wartości to: obrona podstaw chrześcijańskiej, łacińskiej cywilizacji, takie jak: prawo naturalne, w tym prawo do życia i naturalnej śmierci, tradycyjnie rozumiana rodzina katolicka, chrześcijańska kultura moralna oraz obecność Boga w społeczno-kulturalnej przestrzeni publicznej; wychowanie przyszłych pokoleń w duchu pobożności i przywiązania do tradycji i chrześcijańskiego dziedzictwa. 

Działalność Bractwa polega m.in. na spotkaniach, które nazwaliśmy Dniami Skupienia Bractwa. Spotykamy się przede wszystkim w Legnicy, ale też odbyliśmy 3 spotkania w Legnickim Polu, miejscu bitwy stoczonej z mongolskimi najeźdźcami 9 kwietnia 1241 roku, gdzie Henryk Pobożny oddał życie broniąc chrześcijańskiej Europy oraz wartości cywilizacji łacińskiej. A dwa razy spotkaliśmy się we Wrocławiu. Pierwsze z wrocławskich spotkań było organizowane wspólnie z Eparchią Wrocławsko-Gdańską Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego w Polsce – w katedrze tej eparchii pw. św. Wincentego i św. Jakuba, dawnym kościele franciszkanów,  ufundowanym przez Henryka Pobożnego i jego małżonkę Annę, w którym książę został pochowany i w którym jego szczątki znajdowały się do 1944 r. W spotkaniu tym wzięli udział: duchowieństwo rzymskokatolickie (w tym obecny wśród nas bp Andrzej Siemieniewski) i greckokatolickie (w tym bp Włodzimierz Juszczak) oraz wierni obydwu tych obrządków. 

A drugie wrocławskie spotkanie odbyło się w klasztorze Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej, położonym obok Katedry Greckokatolickiej, w którym to klasztorze znajduje się grób księżnej Anny Śląskiej. Oba spotkania miały charakter otwarty, wzięli w nim liczny udział mieszkańcy Wrocławia. 

A podczas jednego z legnickich spotkań udaliśmy się do Sanktuarium św. Jacka w Legnicy, w którym 25 grudnia 2013 r. miało miejsce wydarzenie o znamionach cudu eucharystycznego. Warto zauważyć, że znajduje się tam duży fresk wykonany w 1966 r. przez Jana Molgę z okazji 1000. rocznicy Chrztu Polski, nawiązujący do wydarzeń związanych z bitwą pod Legnicą. Fresk ten przedstawia bowiem św. Jadwigę Śląską, która po bitwie klęczy przy okaleczonym ciele swojego syna Henryka Pobożnego. Fresk znajduje się w doskonale widocznym miejscu, na balkonie po lewej stronie ołtarza. 

Bractwo, poczynając od 2020 r., przyznaje Nagrodę im. Henryka Pobożnego. Otrzymali ją dotychczas: prof. Andrzej Nowak, prof. Jan Żaryn, aktorka Halina Łabonarska, małżonkowie Angelika Korszyńska-Górny i Grzegorz Górny oraz prof. Krzysztof Szwagrzyk. 

Współorganizowaliśmy trzy konferencje naukowe. Pierwsza z nich została zorganizowana w związku z 750. rocznicą kanonizacji św. Jadwigi Śląskiej; druga poświęcona  była Henrykowi Pobożnemu, a trzecia nosiła tytuł „Czym jest Patriotyzm?”. 

Warto też nadmienić, że w rozpoczętym przez Biskupa Legnickiego 5 czerwca 2021 r. w Bazylice św. Jadwigi Śląskiej w Legnickim Polu procesie beatyfikacyjnym Henryka Pobożnego czynnie uczestniczą członkowie Bractwa. Biskup Legnicki powołał bowiem jako postulatora procesu ks. prof. Bogusława Drożdża, a troje innych członków Bractwa w skład pięcioosobowej Komisji Historycznej: ks. prof. Stanisława Araszczuka – jako jej przewodniczącego oraz dr Annę Sutowicz i mnie – jako jej członków. 

Należy też wspomnieć o członkach Bractwa. Mamy członków: zwyczajnych, honorowych i wspierających. Spośród 36 członków zwyczajnych 22 to mieszkańcy Diecezji Legnickiej, a 14 to osoby spoza tej diecezji, w tym z Warszawy, Wrocławia i innych miejscowości Polski. Członków Honorowych Bractwa jest dziesięciu, są to biskupi: Stefan Cichy, Włodzimierz Juszczak, Zbigniew Kiernikowski, Marek Mendyk i Andrzej Siemieniewski, franciszkanin o. Wacław Stanisław Chomik oraz Andrzej Boj Wojtowicz, prof. Wojciech Mrozowicz i Andrzej Niedzielenko. Członkami wspierającymi Bractwo są natomiast: Powiat Legnicki, Przedsiębiorstwo Handlowo-Usługowe VITBIS Sp. z o.o. w Złotoryi i Legnicka Specjalna Strefa Ekonomiczna S.A. w Legnicy. 

Dotychczasowa działalność Bractwa z całą pewnością przyczyniła się do pogłębienia, upowszechnienia i propagowania wiedzy o Patronach Bractwa, i to nie tylko w Legnicy i jej okolicach, ale w całej Polsce, a także zagranicą. O zainteresowaniu postacią Henryka Pobożnego poza granicami Polski świadczy korespondencja przychodząca pocztą tradycyjną i e-mailową na adresy Bractwa i Duszpasterstwa Ludzi Pracy ’90, które rozpoczęło starania o beatyfikację księcia Henryka II Pobożnego. 

Na zakończenie powiem, że Członkowie Bractwa mają nadzieję, iż wkrótce Sługa Boży książę Henryk II Pobożny zostanie beatyfikowany, czyli uznany za błogosławionego, a potem kanonizowany, czyli uznany za świętego. Wtedy spełni się przepowiednia wyrażona przez Stanisława Wyspiańskiego w rapsodzie Henryk Pobożny pod Lignicą: „Naród zakrzyknął cały: On zmógł chana! On święty polski”. A w tym samym utworze poeta pisał: 

Koronę Myśmy tobie pokazali, 

którą, jak król rządzący, nosić miałeś;
lecz wiedz już, że nie ona cię utrwali. 

Jako za wiarę żywot pod nóż dałeś –
patrz, purpurową łuną Bóg cię chwali, 

jako olbrzymie zjawisko powstałeś. 

Wstań, widmo święte w płomieniach i dymie!
Wstań, książę Sławy – Śmierć tobie na imię!

Więcej o działalności Bractwa można dowiedzieć się z materiałów umieszczonych na portalu Bractwa pod adresem: www.pobozny.pl, a o Bitwie pod Legnicą, Patronach Bractwa, w tym o męczeńskiej śmierci za wiarę chrześcijańską księcia Henryka Pobożnego i o jego procesie beatyfikacyjnym wiele materiałów znajduje się na stronie internetowej Duszpasterstwa Ludzi Pracy ’90: www.dlp90.pl

Dziękuję za uwagę.

Stanisław Andrzej Potycz – informacja wygłoszona podczas Gali Nagrody im. Henryka Pobożnego (Legnica, dnia 5 kwietnia 2025 r.)

***

Laudacja na cześć abp. Marka Jędraszewskiego

Nagroda im. Henryka Pobożnego promuje i nagradza osoby, które – poprzez swoją odważną działalność w dziedzinie nauki, kultury i rozmaite formy działalności publicznej – realizują zasady wskazane niegdyś przez Patronów Bractwa Henryka Pobożnego i księżną Annę. Nagrodzone osoby zawsze bezkompromisowo i odważnie stają w obronie cywilizacji łacińskiej. Nagroda wręczana w Legnicy to wyraz wiary w to, że zasady, które były fundamentem chrześcijańskiej Europy i Polski są ważne, aktualne i potrzebne, a naszym obowiązkiem jest stawać w ich obronie.

      Tegoroczną nagrodę otrzymuje arcybiskup-metropolita krakowski profesor Marek Jędraszewski. Można powiedzieć, że to szczególne wyróżnienie wręczane jest zupełnie wyjątkowej osobie, w niezwykle wyjątkowych okolicznościach. Przede wszystkim mamy Rok Jubileuszowy, 2025 lat mija od narodzin naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa – Boga i Człowieka. Wchodzimy w ten rok w nadziei otrzymania Łask Bożych, lecz także z ogromną troską o kondycję moralną i materialną współczesnego świata. Martwimy się upadkiem wiary w wielu krajach, problemami Kościoła, odrzucaniem dobrych obyczajów. Modlimy się do Boga o wspomożenie w pracach nad powstrzymaniem i odwróceniem tych złych tendencji.

     Szczególnie pochylamy się nad sytuacją naszej Ojczyzny, która świętuje jeszcze jedną rocznicę – Tysiąclecia Koronacji pierwszego króla Polski Bolesława Chrobrego. Jakie przesłanie niesie dla nas to wielkie wydarzenie sprzed tysiąca lat? Przede wszystkim uświadamia nam potrzebę zachowywania dumy narodowej. Musimy być zawsze dumnymi Polakami, nawet gdy łączy się to z ryzykiem i kłopotami na arenie międzynarodowej.  Efekty dumnej postawy nie zawsze są bowiem  szybkie i oczywiste. Bolesław Chrobry zachowałby  tron książęcy w Czechach, gdyby zgodził się na złożenie hołdu z tego kraju królowi niemieckiemu. Ale mogłoby to uzależnić go od Niemiec w sposób całkowity. A Bolesław nie chciał być księciem Rzeszy, lecz księciem niepodległego kraju.

      Dzisiaj suwerenność Polski jest poważnie zagrożona. Unia Europejska dąży do stworzenia superpaństwa, które podejmować będzie decyzje we wszystkich dziedzinach, o których decydują dzisiaj rządy narodowe. Owo superpaństwo oparte ma być na zasadach liberalno-lewicowych, spychających na margines Kościół, wiarę, a także tradycyjne wartości chrześcijańskie i narodowe.  Ma ono narzucać obcy nam  system wartości, promować zabijanie dzieci nienarodzonych, eutanazję, małżeństwa homoseksualne i inne praktyki niezgodne z prawem naturalnym. Musimy kategorycznie odrzucać te wszystkie uzurpacje.

     Plany Unii realizowane są także poprzez lekceważenie obowiązującego unijnego prawa, a także wprowadzanie polityki „Zielonego Ładu”. Ta ostatnia prowadzi Europę do upadku gospodarczego, a zdecydowaną większość jej obywateli do ubóstwa. „Nowy wspaniały świat” oznaczać będzie szalone ceny energii, kryzys w  przemyśle i rolnictwie, masowe wysiedlanie ludzi z ich domów, zakaz używania samochodów, obowiązek spożywania białka zwierzęcego w postaci mielonych robaków i świerszczy, trzydziestometrowe mieszkania dla rodzin,  powszechne ubóstwo i przywiązanie ludzi do ziemi, połączone z zakazem podróżowania, upadek kultury i sztuki.

      Niektórzy politycy europejscy mówią o konieczności „restrukturyzacji społeczeństwa”. Po prostu ludzie w Europie są ich zdaniem zbyt zamożni, a nadmiernie konsumując niebywale powiększają emisję CO2, co rzekomo wpływa na ocieplenie planety. Trzeba więc społeczeństwo odpowiednio zubożyć. Oczywiście nie wszystkich. Wybrane elity europejskie z Brukseli i z Berlina powinny zachować wysoki status (a jakże!), choćby ze względu na fakt, że to na nich rzekomo zawisła przyszłość kontynentu. 

      Beneficjentem rozmaitych projektów Unii Europejskiej będą w dużym stopniu Niemcy, które planują stać się państwem dominującym w Europie, obejmującym swoim neokolonialnym protektoratem kraje sąsiednie, w tym Polskę. Już obecnie polska gospodarka jest tłamszona i poniewierana przez unijne, stronnicze i nieuczciwe rozporządzenia inspirowane przez Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi, w dziedzinie przemysłu wytwarzają bowiem wyroby o coraz niższej jakości i zwyczajnie obawiają się w polskiej konkurencji.  Potrzebny jest dumny sprzeciw wobec tych zapędów. 

     Pierwszy król Polski – Bolesław Chrobry,  powinien więc uczyć nas przede wszystkim dobrze pojętej dumy narodowej. Może być ona manifestowana w sposób zbiorowy. Wtedy najpełniej ujawnia się jej wspólnotowy sens. Jestem dumny, bo jestem Polakiem, ale przede wszystkim jesteśmy dumni, bo jesteśmy Polakami. Z tego poczucia dumy rodzi się poczucie solidarności narodowej. Musimy sobie pomagać i czuć się za siebie odpowiedzialni. Stanowimy bowiem wspólnotę połączoną więzami krwi, języka, wiary, kultury, historii i tradycji. Dopiero silni swoją wspólnotą stajemy się atrakcyjnym sąsiadem, którego trzeba szanować i traktować jak partnera.

      Niech nikt nam nie mówi, że odrzucamy Europę. Nie, my zawsze byliśmy i jesteśmy Europejczykami, ale dlatego, że jesteśmy Polakami. Wnosimy do Europy nasze wspaniałe dziedzictwo historyczne i kulturowe. Polacy przez wieki walczyli o zachowanie wolności swojego kraju, jak i całej europejskiej Christianitas. Przykładem może być najazd Mongołów na Polskę w 1241 r. Polskie rycerstwo stawiło zdecydowany opór najeźdźcom, a do największej bitwy doszło pod Legnicą dnia 9 kwietnia 1241 r. Na czele licznych rycerzy polskich, wspomaganych także przez zakony rycerskie i oddziały rycerzy z Moraw (w sumie ok. 8 tysięcy zbrojnych) stanął Henryk II Pobożny, książę śląski, krakowski i wielkopolski. Bitwa pod Legnicą przyniosła wielkie straty w ludności (zabici, wzięci w jasyr) i wielkie straty materialne, zatrzymała ona także proces jednoczenia się podzielonego na dzielnice państwa polskiego. Dzięki tej bitwie najazd mongolski nie doprowadził jednak, jak to się stało w przypadku Rusi, do uzależnienia kraju od najeźdźcy.    

     W czasach starożytnych miasta otoczone były często murem obronnym, zaś mury wzmacniano nierzadko umocnieniami, zwanymi przedmurzem (antemurale). Z czasem określenia „przedmurze” zaczęto używać w sensie metaforycznym. W średniowieczu, gdy największym zagrożeniem dla Europy i chrześcijaństwa stała się muzułmańska Turcja określenie Antemurale Christianitatis używane było początkowo w odniesieniu do europejskich państw frontowych wobec Turcji. Były to: Republika Wenecka, Republika Dubrownicka (Raguzy), Malta, Kreta, potem zaś przede wszystkim Cesarstwo Bizantyjskie (do upadku w 1453 r.), Mołdawia i Wołoszczyzna. Z czasem jednak określenie „Przedmurze Chrześcijaństwa” zaczęło obejmować dwie wielkie monarchie, które wzięły na siebie największy ciężar walki z Imperium Tureckim: Polskę i Węgry. Po klęsce Węgier pod Mohaczem w 1526 r., na wałach Przedmurza pozostała już tylko Polska.

      W XVII wieku Polska dwukrotnie uratowała Europę przed ogromnym najazdem tureckim: pod Chocimiem (1621 r.) i pod Wiedniem (1683 r.). Nieustannie powstrzymywała też hordy tatarskie zagrażające i Polsce i Europie.

     Christianitas,  owa cywilizacyjna wspólnota, chociaż w pewnych reliktach trwa do dzisiaj, zaczęła ulegać rozmyciu z końcem średniowiecza, a szczególnie z początkiem reformacji. Zniknęła powszechna przynależność do jednej wspólnoty wyznaniowej, pojawiły się kościoły protestanckie nie uznające władzy  papieża, mające w niektórych krajach status oficjalnej religii państwowej. Za tym szło zanikanie wielu elementów związanych z cywilizacją Christianitas. Proces ten pogłębił się jeszcze w epoce oświecenia, w XVIII stuleciu. Stosowanie pojęcia Przedmurze Chrześcijaństwa pojawiało się coraz rzadziej. Polacy pod zaborami, prześladowani zwłaszcza przez prawosławną Rosję i protestanckie, ale równocześnie przesiąknięte bizantynizmem Prusy, mówili częściej o obronie cywilizacji łacińskiej. W jej ramach walczyliśmy o wolność własną i innych narodów. W jej ramach rozgromiliśmy, przy wspomożeniu Matki Bożej, hordy bolszewickie pod Warszawą w 1920 r. A po 1939 r. podjęliśmy walkę z totalitaryzmami reprezentowanymi przez Niemcy i sowiecką Rosję (nazizm, komunizm). Walkę z komunizmem trzeba było prowadzić aż do 1990 r., kosztem wielu ofiar i wielkiego poświęcenia całego narodu. Polacy wspomagani przez Kościół, Ojca Świętego Jana Pawła II i „Solidarność” (legalną, a potem przez długie lata podziemną) potrafili jednak wywalczyć niepodległość i zapoczątkować ogromne przemiany w Europie Środkowej.

     Niestety dzisiaj Polska, która niegdyś broniła cywilizacji europejskiej, sama ulega   wpływom fałszywych ideologii. A Polacy przy pomocy kartek wyborczych umożliwili objęcie rządów ludziom, którzy zaprowadzili w Polsce dyktaturę. To po stronie obecnego rządu leży wina polegająca na brutalizacji życia politycznego, łamaniu prawa, represjonowaniu działaczy opozycyjnych, zamykaniu niewinnych ludzi do więzienia z przyczyn politycznych (w tym posłów), wyrzucaniu ze stanowisk ludzi nauki i kultury o najwyższych kompetencjach, bezprawnym odbieraniu funduszy partiom politycznym, nie uznawaniu niewygodnych dla rządu wyroków sądowych, nie publikowaniu orzeczeń legalnego Trybunału Konstytucyjnego, jadowitej propagandzie i manipulacji w mediach publicznych, niszczeniu polskiej edukacji, nauki i kultury, brutalnym ograniczaniu nauki religii w szkołach, niszczeniu polskiej gospodarki, hamowaniu koniecznych dla kraju inwestycji itp. Podejmowane są nawet działania w celu zlikwidowania wspaniałego Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. Św. Jana Pawła II  w Toruniu. Przygotowywane ustawy dotyczą ułatwiania zabijania dzieci nienarodzonych, wprowadzenia cenzury poprzez zakaz tzw. mowy nienawiści itp. Państwo jest zwijane, a z wielu decyzji rządowych najbardziej cieszą się nasi sąsiedzi zza Odry i Nysy Łużyckiej. Dzisiaj w Polsce potrzebni są obrońcy cywilizacji chrześcijańskiej także wewnątrz kraju. I obrońcy naszego państwa i narodu. Takich czasów dożyliśmy.

      Dzisiaj potrzebni są nie tylko męczennicy i świadkowie. Dzisiaj potrzebni są także ludzie, którzy walczą w obronie wiary,  ojczyzny i cywilizacji łacińskiej. Takim człowiekiem jest ksiądz arcybiskup-metropolita krakowski Marek Jędraszewski.

   Ksiądz arcybiskup pochodzi z Poznania. Jego mama  wywodziła się z rodziny Kahlów, zaliczanej do tzw. Bambrów. To osiemnastowieczni osadnicy z podpoznańskich wsi wywodzący się z okolic niemieckiego Bambergu, którzy bardzo szybko ulegli polonizacji i stali się wielkimi polskimi patriotami. Wielu z nich walczyło w Powstaniu Wielkopolskim i w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r.  Ojciec księdza arcybiskupa Aureli był kierownikiem budowy największej świątyni w Poznaniu – kościoła Nawiedzenia NMP na Ratajach. Nie dożył konsekracji tej świątyni w 1997 r., gdyż zmarł osiem lat wcześniej.

      Przyszły arcybiskup Marek Jędraszewski uczył się w Liceum nr I im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. W latach 1967-1973 studiował  w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu. Święcenia z rąk arcybiskupa Antoniego Baraniaka przyjął w 1973 r. Od 1975 r. studiował na Wydziale Filozofii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, tam  w 1977 r. uzyskał licencjat z filozofii ze złotym medalem. Podczas studiów kilkakrotnie stykał się z kardynałem Karolem Wojtyłą, był też na Placu Świętego Piotra 16 października 1976 r., gdy z komina poleciał biały dym. W 1979 r. ks. Marek Jędraszewski obronił pracę doktorską pt. „Relacje międzypodmiotowe w filozofii Emmanuela Lévinasa”. Ksiądz Marek Jędraszewski powrócił do Polski w czerwcu 1980 r. W latach 1980-1996 był adiunktem na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. W 1981 r. prowadził wykłady z filozofii dla studentów Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Towarzyszył im także podczas wielkiego strajku studenckiego na jesieni 1981 r. W 1991 r. habilitował się na Wydziale Filozoficznym Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, na podstawie studium porównawczego pt. „Jean Paul Sartre i Emanuel Levinas – w poszukiwaniu nowego humanizmu”. Od 1996 r. pracował na stanowisku docenta Papieskiego Wydziału Teologicznego w  Poznaniu i jako visiting profesor Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego w Rzymie.

    W  maju 1997 r. został wyświęcony na biskupa pomocniczego archidiecezji poznańskiej. Przyjął wtedy dewizę: Scire Christum – Znać Chrystusa. Jak wyjaśniał słowo „znać” oznacza w niej – otworzyć się, wyznawać, nie wstydzić się wiary. Od 1988 r. był profesorem nadzwyczajnym na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a w 2002 r. uzyskał tytuł profesora nauk teologicznych. Oprócz intensywnej pracy naukowej, prowadził równie intensywną pracę duszpasterską. 

      Arcybiskup Marek Jędraszewski jest autorem  książek naukowych z zakresu filozofii i teologii. Mój podziw jako historyka budzi Jego dwutomowe ogromne studium archiwalne pt. „Teczki na Baraniaka”, poświęcone działaniom UB i SB wobec arcybiskupa Antoniego Baraniaka (Poznań 2009). Opublikował też wiele książek bardziej popularnych z zakresu historii, historii sztuki, filozofii, teologii.

     11 lipca 2012 r. Marek Jędraszewski został arcybiskupem-metropolitą łódzkim. Była to trudna diecezja, wymagająca umiejętności pracy wśród robotników, co jest szczególnie skomplikowane w czasach przemian i restrukturyzacji. Nowy arcybiskup radził sobie z tymi problemami bardzo dobrze. Rozwijała się działalność międzynarodowa księdza arcybiskupa. Został m.in. przewodniczącym Komisji ds. Katechezy, Szkół i Uniwersytetów Rady Konferencji Biskupich Europy a następnie członkiem Kongregacji Wychowania Katolickiego. Od 2014 do 2024 r. pełnił funkcje wiceprzewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.

    W uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny 8 grudnia 2016 r. Ojciec Święty Franciszek mianował arcybiskupa Marka Jędraszewskiego metropolitą krakowskim. Objął on stolicę biskupią świętego Stanisława, bł. Wincentego Kadłubka, Wojciecha Jastrzębca, Zbigniewa Oleśnickiego, Piotra Tomickiego, Bernarda Maciejowskiego, Jakuba Zadzika, Andrzeja Stanisława Załuskiego, Jana Pawła Woronicza, Jana Puzyny, Adama Sapiehy, Eugeniusza Baziaka, św. Karola Wojtyły, Franciszka Macharskiego, Stanisława Dziwisza. Uznał to za wielkie wyróżnienie i nie mniejsze zobowiązanie.

       Arcybiskup Marek Jędraszewski jest nie tylko wybitnym naukowcem, ale przede wszystkim duszpasterzem żywo zainteresowanym losem powierzonej mu owczarni. Często spotyka się ze swoimi diecezjanami, żeby poznawać ich opinie, problemy i potrzeby. Jeszcze w Łodzi prowadził spotkania na żywo  z wiernymi w łódzkiej katedrze. Spotykał się też  na zebraniach z ludźmi świeckimi podczas licznych odbywanych wizytacji.  Spotkania na żywo  z diecezjanami odbywają się też w Krakowie jako „dialogi u św. Anny”.

     Ważna jest  codzienna aktywność Arcybiskupa dla bliźnich i na większą chwałę Bożą: nawet trzy msze św. odprawiane codziennie, wizytacje, spotkania z księżmi i wiernymi, święcenia kapłańskie, bierzmowania, jubileusze, pielgrzymki, procesje, spotkania o charakterze kulturalnym itp. Arcybiskup chce być ojcem swoich diecezjan – i tych świeckich, i tych duchownych.

    Jako duszpasterz zabiera głos w kwestiach, o których niestety nie wszyscy duchowni a nawet biskupi chcą mówić. Mierzy się z brutalnym wojującym ateizmem, przeciwstawia się ideologii gender, aborcji, eutanazji i zapłodnieniu in vitro. Śmiało występuje w obronie ludzi prześladowanych za sprzeciwianie się tym ideologiom i praktykom. 

    Sprzeciwia się też ideologiom totalitarnym i niebezpiecznym tendencjom do ich odradzania. W 2019 r. w 75 rocznicę Powstania Warszawskiego powiedział:  „Czerwona zaraza już po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie marksistowska, bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha – neomarksistowska. Nie czerwona, ale tęczowa”. 

    Arcybiskup Marek Jędraszewski odważnie przeciwstawia się wycofywaniu nauczania religii ze szkół. W homilii wygłoszonej w dniu Wniebowzięcia NMP w 2024 r.  arcybiskup mówił m.in. o szyderstwach, jakie są kierowane przeciwko chrześcijanom. Wiele miejsca poświęcił też redukcji lekcji religii, co jest czynione aby młodzież „łatwo ulegała współczesnym ideologiom, które burzą naturalny porządek i godność kobiety i mężczyzny, dziewczyny i chłopaka”. Arcybiskup podkreślił, że celem obecnej władzy jest niestety „ateizacja narodu polskiego, odcięcie go od Boga, od Matki Najświętszej, wprowadzenie światopoglądu materialistycznego”. 

     W tym samym kazaniu Ksiądz Arcybiskup stwierdził: „Trudno wyobrazić sobie większe przestępstwo jak zabijanie bezbronnego, niewinnego dziecka w łonie jego matki i to jeszcze w imię wolności kobiety. Nie ma niestety bardziej skutecznej drogi deprawacji narodu i pozbawienia tego narodu dobrej przyszłości bez przyczynienia się do tego, żeby matka zabijała własne dziecko. To jest początek deprawacji sięgającej niezwykle głęboko i bardzo szeroko”.

     Natomiast w liście skierowanym do wiernych, a odczytanym 26 grudnia 2024 r. ksiądz arcybiskup oświadczył:

„Obecne władze państwowe próbują, niestety, zamykać drzwi Chrystusowi, zmniejszając liczbę godzin religii w szkole.Ponadto zapowiadają wprowadzenie obowiązkowego dla wszystkich uczniów przedmiotu, który może stać się narzędziem deprawacji moralnej nawet małych dzieci”.

       W 2019 r. w wywiadzie dla Telewizji Republika Ksiądz Arcybiskup szeroko wypowiadał się na temat zgubnej ideologii ekologizmu, która jak podkreślił „kwestionuje nasza kulturę” i jest nową formą totalitaryzmu.

       Arcybiskup Marek Jędraszewski to wielki polski patriota. Daje temu wyraz nie tylko w swoich pięknych kazaniach wzywających do ofiarności dla Polski i dla naszej wspólnoty narodowej, ale także w przypominaniu wielkich kart historii Polski, w kultywowaniu pamięci i poczucia wdzięczności dla naszych bohaterów.

     A dzisiejszy patriotyzm wymaga także odwagi. Arcybiskup Marek Jędraszewski jest odważnym człowiekiem prawdy. I tę prawdę głosi, niezależnie od pojawiających się po jego wypowiedziach falach hejtu i nienawiści. Mówi więc prawdę o katastrofie smoleńskiej z 2010 r., co do której zostało zwyczajnie udowodnione, że była zamachem. Wyraża sprzeciw wobec blokowaniu manifestacji i modlitw w miesięcznice katastrofy smoleńskiej. Protestuje też przeciwko wyrzucaniu chrześcijaństwa, Kościoła i wiernych manifestujących swoją wiarę z przestrzeni publicznej. Nie zgadza się na odrzucanie postaw moralnych opartych na wierze, na odrzucanie tradycji narodowej, na relatywizm i cynizm. Broni fałszywie oskarżanych księży przed kłamstwem i zniesławianiem.

    I jako duszpasterz z cierpliwością znosi prowokacje, często realizowane przez garstki aktywistów, rozdmuchiwane później do niebotycznych rozmiarów. 

Szanowni Państwo!

Wręczmy dzisiaj nagrodę człowiekowi, który w krytycznej sytuacji broni chrześcijaństwa, wiary, cywilizacji łacińskiej, interesów państwa polskiego, dobra narodu i bliźnich. Tak jak Bolesław Chrobry i Henryk Pobożny stoi on z otwartą przyłbicą naprzeciwko potoków kłamstwa, pogardy i nieczystych interesów. Stoi nie z mieczem, ale z modlitwą, prawdą i dobrym słowem. To broń potężna. Dzisiaj wyrażamy Mu wdzięczność i podziw, jako ojcu, który swoją opieką obejmuje nie tylko wiernych własnych diecezji, ale wszystkich Polaków.

prof. dr hab. Wojciech Polak – laudacja wygłoszona podczas Gali Nagrody im. Henryka Pobożnego (Legnica, dnia 5 kwietnia 2022 r.).

***

Polska – nie przedmurze, ale wyspa

1. Tak zwane świętowanie klęsk

Za kilka dni, dokładnie 9 kwietnia, będziemy obchodzić 784. rocznicę bitwy pod Legnicą, pod wodzą księcia Henryka Pobożnego, zakończonej klęską rycerstwa śląskiego i wielkopolskiego, wspartego przez rycerstwo małopolskie oraz posiłki morawskie i niemieckie. Bitwy, w której sam książę poniósł śmierć, a jego głowę zwycięscy Tatarzy nabili  na włócznię i z tryumfem obnosili pośród swych wojsk, później straszyli nią obrońców Legnicy, a na koniec, według Historia Tatarorum napisanej przez C. de Bridia (Bogusława z Brzegu) zanieśli aż do przebywającego na Węgrzech swego króla Bathi, by następnie rzucić ją między inne głowy zabitych przez nich obrońców chrześcijańskiej wiary. 

W związku z tą bitwą będzie się, być może, przytaczać wzniosłe słowa księcia, którymi odpowiedział swej matce, świętej księżnie Jadwidze Śląskiej, gdy ta radziła synowi, żeby poczekał jeszcze na posiłki mające przybyć z Czech pod wodzą króla Wacława i żeby nie spieszył się zbytnio do śmiertelnego zmagania z Mongołami: „Kochana pani matko, nie mogę dłużej zwlekać, albowiem zbyt wielkie są jęki biednego ludu: dlatego muszę walczyć i wystawię swe życie na śmierć za wiarę chrześcijańską”. Być może wspomni się także błagalną modlitwę, jaką na wieść o śmierci Henryka świątobliwa Jadwiga zaniosła do Boga: „Chociaż w tym przemijającym i znikomym życiu życzyłabym sobie, żeby mi zawsze  żył w zdrowiu, to jednak wolę, cieszę się i raduję, że przez krew wylaną dla Ciebie i Twojej wiary, wrócił do Ciebie, swego Stwórcy, a jego duszę, błagając na kolanach, pokornie polecam Twojemu Majestatowi”. 

W niektórych środowiskach pojawią się zapewne zwyczajowe już, niestety, komentarze, że my, Polacy, umiemy świętować tylko nasze klęski i przegrane, a trudno nam wskazać na te zwycięstwa i tryumfy, które przyniosły Polsce trwałe i owocne następstwa. 

Twierdząc tak, zapomina się jednak o pewnej niezwykle istotnej perspektywie patrzenia na ludzkie zdarzenia, która – jako jedyna – może im nadać pełny sens i znaczenie. Tę perspektywę od ponad tysiąca pięćdziesięciu lat, tzn. od 966 roku, kiedy to książę Polan Mieszko I przyjął sakrament Chrztu, przedkłada polskiemu narodowi Kościół katolicki, nieprzerwanie głosząc misterium śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Istotę tego misterium objawił swoim słuchaczom sam Jezus, gdy powiedział do Apostołów i „bojących się Boga” pogan: „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24). Chrystus mówił to zarówno o sobie samym, jak i o wszystkich, którzy w Niego uwierzą i którzy dla Niego i Jego Ewangelii oddadzą swoje życie, począwszy od św. Szczepana, pierwszego w dziejach Kościoła męczennika. To oni byli i pozostaną na zawsze zwycięzcami, swoim życiem dając przykład i pociągając za sobą kolejne pokolenia chrześcijan. Dlatego też Stanisław Wyspiański mógł napisać, inspirując się poematem Król-Duch Juliusza Słowackiego, rapsod zatytułowany Henryk Pobożny pod Lignicą, którego fragment szóstej części brzmi następująco: „Otośmy na ten grotów deszcz lecieli,/ z zaprzysiężoną Chrystusowi wiarą:/ «Ty nas odrodzisz! Wziąłeś nasze ciało./ Odrodzisz ducha Polskę zmartwychwstałą»”. To z wiary w zbawczy sens Chrystusowego Krzyża Piotr z Byczyny, wielce prawdopodobny autor czternastowiecznej Kroniki książąt polskich, mógł tak oto określić ostatnie życiowe dzieło księcia Henryka Pobożnego: „Factus suavissimum holocaustum pro sibi subiectis populis” – „Uczynił z siebie najmilszą ofiarę całopalną za swój lud poddany”. 

Warto przy tym zauważyć, że całkowicie świecką wersję tego Chrystusowego misterium śmierci i zmartwychwstania wyraził po wiekach Józef Piłsudski w słynnym powiedzeniu: „Być zwyciężonym i nie ulec – to zwycięstwo. Zwyciężyć i spocząć na laurach – to klęska”. Z tego powiedzenia wypływają dwa brzemienne w skutki pytania: co jesteśmy w stanie uczynić w sytuacji jakiejś przegranej, a co potrafimy zrobić w chwili zwycięstwa? W konsekwencji jawią się kolejne pytania: czy jest w nas dość siły ducha, aby chcieć daną porażkę przekuć w zwycięstwo, a z sukcesu uczynić podstawę do dalszych kroków zmierzających do osiągnięcia ostatecznego tryumfu?

2. Legnica

Trzynastowieczne najazdy Tatarów na polskie ziemie wywoływały powszechną trwogę i przerażenie. Andrzej Nowak w swych Dziejach Polski pisze, że „nastroje były w tym czasie w łacińskiej Europie iście apokaliptyczne. (…) Strach przed Mongołami jako najeźdźcami z innego zupełnie, całkowicie obcego świata, jakby przed inwazją Marsjan, paraliżował wolę obrony u wielu”. W opublikowanej w roku 1519, prawie trzy wieki po klęsce legnickiej, Chronicae Polonorum Kronice Polaków autorstwa Macieja z Miechowa, zwanego Miechowitą, czytamy: „Ponieważ nie pojawiła się żadna przeszkoda, [w 1241 roku Tatarzy] okrutnie spustoszyli te ziemie [tzn. Łęczycę, Sieradz i Kujawy, dopuszczając się] mordów i podpaleń. W barbarzyńskim szale zamordowali mniszki z klasztoru w Witowie, z wyjątkiem trzech, które uciekły do lasów. (…) Większy oddział [Tatarów], którym dowodził król Bathi, pierwszy chan tatarski, wyruszył w stronę Krakowa, pustosząc wszystko po drodze [i dokonując] mordów i podpaleń. (…) [W bitwie pod Szydłowem zginęło] bardzo wielu odważnych [małopolskich rycerzy]. Po ich śmierci zapanował tak wielki strach, że inni w pozostałych dzielnicach uciekali; chłopi z rodzinami i bydłem ukryli się w bagnach, w lasach i bezdrożach. Książę krakowski i sandomierski Bolesław Wstydliwy również z matką Grzymisławą i swoją żoną Kingą najpierw szedł w stronę Węgier, do zamku Pieniny, w pobliżu miasta Sącz. Następnie uciekł na Morawy do klasztoru zakonu cystersów”.  

Jednakże, mimo klęski w bitwie pod Legnicą, Polska obroniła wtedy zachodnią Europę. Zagony mongolskie powróciły bowiem, przez Węgry, na wschód. Aby te zasługi naszego narodu przypomnieć całemu światu, Jan Paweł II w swej ostatniej książce Pamięć i tożsamość pisał: „My, Polacy, współtworzyliśmy zatem Europę, uczestniczyliśmy w rozwoju historii naszego kontynentu, broniąc go również zbrojnie. Wystarczy przypomnieć choćby bitwę pod Legnicą (1241), gdzie Polska zatrzymała najazd Mongołów na Europę”. 

Podobnie stało się prawie cztery i pół wieku później, na skutek dwóch wiktorii króla Jana III Sobieskiego: pod Wiedniem i Parkanami. Także o tym przypominał Jan Paweł II, stwierdzając dobitnie w tej samej książce, będącej jego swoistym testamentem duchowym dla Polski i świata: „Nie można zapomnieć o tym, że jeszcze pod koniec XVII wieku właśnie Jan III Sobieski ocalił Europę przed zagrożeniem otomańskim w bitwie pod Wiedniem (1683). To było zwycięstwo, które oddaliło od Europy niebezpieczeństwo na długi czas. W pewnym sensie powtórzyło się pod Wiedniem to, co wydarzyło się w XIII wieku pod Legnicą”.

3. Bitwa Warszawska i Operacja Niemeńska

Upłynęły kolejne wieki. Latem 1920 roku, zaledwie półtora roku po odzyskaniu niepodległości po 123 latach wykreślenia Polski z map politycznych naszego kontynentu, przyszło jej po raz kolejny bronić nie tylko własnej wolności, ale także całej zachodniej Europy. „W roku 1920 (…) zdawało się – pisał Jan Paweł II w książce Pamięć i tożsamość – że komuniści podbiją Polskę i pójdą dalej do Europy Zachodniej, że zawojują świat. W rzeczywistości wówczas do tego nie doszło. «Cud nad Wisłą», zwycięstwo Piłsudskiego w bitwie z Armią Czerwoną, zatrzymał te sowieckie zakusy”. Ogromne znaczenie zwycięskiej dla Polski wojny bolszewickiej Jan Paweł II już wcześniej, 2 czerwca 1991 roku w Koszalinie, postawił na równo z Legnicą i Wiedniem. „Niepodległość Rzeczypospolitej – mówił wtedy Papież do przedstawicieli Wojska Polskiego – została wywalczona z bronią w ręku, a zamknięciem tej żołnierskiej epopei stała się zwycięska bitwa pod Warszawą 15 sierpnia 1920 roku, która miała znaczenie przełomowe nie tylko dla Polski, ale także dla Europy. Porównuje się ją pod tym względem do wiktorii wiedeńskiej, a dawniej jeszcze (za czasów piastowskich) do bitwy pod Legnicą w XIII wieku, gdzie został odparty zalew tatarski idący na Europę od strony Azji”.

Istotną treść tych idących po raz kolejny ze Wschodu, tym razem sowieckich zakusów wyraził gen. Michaił Tuchaczewski, dowódca Frontu Zachodniego Armii Czerwonej, dnia 2 lipca 1920 roku. Tego dnia wydał bowiem słynny rozkaz nr 1423, który nie pozostawiał żadnego złudzenia, o co naprawdę chodzi bolszewickiej nawale. Pisał w nim: „Czerwoni żołnierze! Wybiła godzina odwetu. (…) Wojska Czerwonego Sztandaru i wojska gnijącego białego orła stoją w obliczu śmiertelnego starcia. (…) Przed ofensywą napełnijcie serca gniewem i bezwzględnością. (…) Utopcie zbrodniczy rząd Piłsudskiego w krwi rozgromionej armii polskiej. Żelazna piechota, dzielna kawaleria, groźna artyleria muszą jak niepowstrzymana lawina zmieść białe śmiecie. Niechaj zniszczone przez imperialistyczną wojnę miasta będą świadkami krwawego odwetu rewolucji na starym świecie i jego sługusach. (…) Żołnierze rewolucji robotniczej – zwróćcie swe spojrzenia na zachód. Na zachodzie decydują się losy rewolucji światowej. Poprzez trupa białej Polski prowadzi droga do światowego pożaru. Na bagnetach zaniesiemy szczęście i pokój pracującej ludzkości. Na zachód ku decydującym bitwom, ku głośnym zwycięstwom. Formujcie bojowe szeregi, wybiła godzina ofensywy na Wilno, Mińsk, Warszawę. Marsz!”. „Hasło Dajosz Warszawu! zyskało ogromną popularność wśród sołdatów Armii Czerwonej; umieszczano je na sztandarach pułków, na transparentach, ulotkach, transportach kolejowych, by zagrzewało bolszewików do walki z Polakami”.

Zwycięstwo Armii Czerwonej miało zatem w swych skutkach przynieść zniszczenia podobne do tych spowodowanych w XIII wieku na skutek najazdów Mongołów. Właśnie ten aspekt wybrzmiewał w opublikowanej dnia 3 lipca 1920 roku, skierowanej do wszystkich Polaków, odezwie Rady Obrony Państwa: „Ojczyzna w potrzebie. (…) Zastępy najeźdźców, ciągnących aż z głębi Azji, usiłują złamać bohaterskie wojska nasze, by runąć na Polskę, stratować nasze niwy, spalić wsie i miasta, i na cmentarzysku polskim rozpocząć swoje straszne panowanie”.

Jednakże zwycięstwo Armii Czerwonej miało odnosić się nie tylko do wymiaru czysto materialnego. Miało być bowiem równocześnie, a może przede wszystkim, tryumfem bolszewickiej ateistycznej idei i ostatecznym wymazaniem religii z ludzkiej świadomości. Jak miał naprawdę wyglądać trup białej Polski, dwadzieścia lat później pokazały katyńskie doły, do których wrzucono zamordowanych polskich oficerów – wymazane z powierzchni ziemi, pokryte zasadzonymi lasami. Świadom tego wielkiego zmagania o charakterze przede wszystkim duchowym, dnia 7 lipca 1920 roku Episkopat Polski wystosował odezwę do całego narodu, w której ukazywał pełną skalę czyhających nań zagrożeń: „Wróg to tym groźniejszy, bo łączy okrucieństwo i żądzę niszczenia z nienawiścią wszelakiej kultury, szczególnie zaś chrześcijaństwa i Kościoła. Za jego stopami pojawiają się mordy i rzezie, ślady jego znaczą palące się wsie, wioski i miasta, lecz nade wszystko ściga on w swej ślepej zapamiętałej zawiści wszelkie zdrowe związki społeczne, każdy zaczyn prawdziwej oświaty, każdy ustrój zdrowy, religię wszelką i Kościół. Mordowanie kapłanów, bezczeszczenie świątyń świadczy o drogach, przez które przechodzi bolszewizm. Prawdziwie duch antychrysta  jest jego natchnieniem, pobudką dla jego podbojów i jego zdobyczy”. W obliczu tych zagrożeń polscy biskupi zwracali się z gorącym apelem do rodaków: „Dajcież ojczyźnie, co z woli Bożej dać jej przynależy. Nie słowem samym, ale czynem stwierdzajcie, iż ją miłujecie. Godnymi się stańcie najdroższego daru: wolności przez wasze poświęcenie się dla Polski”. 

Razem z tą odezwą Episkopat Polski skierował do ówczesnego papieża Benedykta XV list, w którym nakreślono powagę sytuacji, w jakiej znalazła się nie tylko Polska, ale i cała Europa: „Ojcze Święty! Ojczyzna nasza od dwóch lat walczy z wrogiem Krzyża Chrystusowego, z bolszewikami. Odradzająca się Polska, wyczerpana czteroletnimi zmaganiami się ościennych państw na jej ziemiach, wyniszczona obecną wojną, zdobywa się na ostateczny wysiłek. Jeżeli Polska ulegnie nawale bolszewickiej, klęska grozi całemu światu, nowy potop ją zaleje, potop mordów, nienawiści, pożogi, bezczeszczenia Krzyża. Ojcze Święty, w tej ciężkiej chwili prosimy Cię, módl się za Ojczyznę naszą. Módl się, abyśmy nie ulegli i przy Bożej pomocy murem piersi własnych zasłonili świat przed grożącym mu niebezpieczeństwem”. 

W międzyczasie trwał zwycięski pochód bolszewickiej armii, która przekroczyła linię Bugu i zaczęła zbliżać się do Warszawy. Dnia 27 lipca polscy biskupi poświęcili Polskę Najświętszemu Sercu Jezusa i ponownie obrali Matkę Bożą na Królową Polski. Jednocześnie wystosowali do narodu polskiego odezwę, będącą jednym wielkim przesłaniem nadziei, że i tym razem okaże mu Ona swoją przemożną pomoc i ocalenie.

W tym samym czasie, Izaak Babel, pisarz, dramaturg i dziennikarz, sposobiący się do zdobycia Lwowa oficer polityczny i redaktor przyfrontowej gazety w szeregach 1 Armii Konnej Siemiona Budionnego, w sposób szczególnie dobitny wyraził panujące wśród krasnoarmiejców nastroje. Odnosząc się do wiadomości zawartych w ówczesnej bolszewickiej prasie, zanotował: „Moskiewskie gazety z 29 lipca. Otwarcie II Kongresu Kominternu, nareszcie urzeczywistniła się jedność ludów, wszystko jasne: są dwa światy i wojna jest wypowiedziana. Będziemy wojować w nieskończoność. Rosja rzuciła wyzwanie. Ruszamy w głąb Europy, aby zdobyć świat. Czerwona Armia stała się czynnikiem o znaczeniu światowym”. 

Bitwa Warszawska, która toczyła się w dniach od 13 do 25 sierpnia 1920 roku, zakończyła się świetnym zwycięstwem Polaków. Łącznie z internowanymi w Prusach Wschodnich krasnoarmiejcami wojska „Tuchaczewskiego straciły ponad 130 tysięcy żołnierzy. To była katastrofa”. Zwycięstwo w ramach stoczonej miesiąc później Operacji niemeńskiej przypieczętowało ostateczny tryumf polskiego oręża. 

Po latach, 13 czerwca 1999 roku, Jan Paweł II w katedrze warszawsko-praskiej powiedział: „Przed chwilą nawiedziłem Radzymin, miejsce szczególnie ważne w naszej narodowej historii. Ciągle żywa jest w naszych sercach pamięć o Bitwie Warszawskiej, jaka miała miejsce w tej okolicy w miesiącu sierpniu 1920 roku. Mogłem spotkać jeszcze dzisiaj niektórych bohaterów tej historycznej bitwy o naszą i waszą wolność, naszą i Europy. Było to wielkie zwycięstwo wojsk polskich, tak wielkie, że nie dało się go wytłumaczyć w sposób czysto naturalny i dlatego zostało nazwane Cudem nad Wisłą. To zwycięstwo było poprzedzone żarliwą modlitwą narodową. Episkopat Polski zebrany na Jasnej Górze poświęcił cały naród Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i oddał go pod opiekę Maryi Królowej Polski. Myśl nasza kieruje się dzisiaj ku tym wszystkim, którzy pod Radzyminem i w wielu innych miejscach tej historycznej bitwy oddali swoje życie, broniąc Ojczyzny i jej zagrożonej wolności. Myślimy o żołnierzach, oficerach, myślimy o wodzu, o wszystkich, którym zawdzięczamy to zwycięstwo po ludzku. Wspominamy, między innymi, bohaterskiego kapłana Ignacego Skorupkę, który zginął niedaleko stąd, pod Ossowem. Dusze wszystkich poległych polecamy Miłosierdziu Bożemu. O wielkim cudzie nad Wisłą przez całe lata trwała zmowa milczenia. (…) Opatrzność Boża niejako nakłada dzisiaj obowiązek podtrzymywania pamięci tego wielkiego wydarzenia w dziejach naszego narodu i całej Europy, jakie miało miejsce po wschodniej stronie Warszawy”. 

Warto dodać, że kilka godzin wcześniej, właśnie w Radzyminie, Jan Paweł II określił siebie jako dłużnika tych wszystkich, którzy wtedy oddali swoje życie za Ojczyznę: „Chociaż na tym miejscu najbardziej wymowne jest milczenie, to przecież czasem potrzebne jest także słowo. I to słowo chcę tu pozostawić. Wiecie, że urodziłem się w roku 1920, w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę. I dlatego noszę w sobie od urodzenia wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli, płacąc za to swoim życiem. Tutaj, na tym cmentarzu, spoczywają ich doczesne szczątki. Przybywam tu z wielką wdzięcznością, jak gdyby spłacając dług za to, co od nich otrzymałem”.

Najgłębszy sens zwycięstwa Polski nad bolszewikami wyraził papież Benedykt XV, pisząc dnia 8 września 1920 roku List do biskupów polskich, w którym w duchu głębokiej wiary w Bożą Opatrzność, a jednocześnie w niezwykłą dziejową rolę Polski stwierdzał: „Nigdy, ani przez chwilę nie wątpiliśmy, że Bóg nie będzie z łaskawością patrzył na wasz naród, który w ciągu wieków tak bardzo przysługiwał się dobru religii; z tego powodu zapowiedzieliśmy publiczne modły błagalne wtenczas, kiedy prawie wszędzie stracono nadzieję co do ocalenia Polski, a sami wrogowie, odurzeni swą liczbą i powodzeniem, wydawało się dumnie pytali jeden drugiego: «Gdzie jest ich Bóg?». I oto wydarzenia naocznie pokazały, że «jest Bóg wśród Izraela»; na Jego to bowiem skinienie w tym samym niejako momencie niebezpieczeństwo tak groźne zaczęło się oddalać, kiedyśmy razem z wiernymi, a przy mężnej za swe ołtarze i ogniska ze strony Polski walce, jak niegdyś Mojżesz ku niebu wznosili błagalne dłonie. (…) Któż w rzeczywistości nie wie, że ślepa wściekłość wojenna wrogów nie miała żadnego innego ostatecznego celu jak zniszczenie narodu polskiego, przedmurza Europy (baluardo dell’Europa), a także cywilizacji chrześcijańskiej poprzez walącą jak młot propagandę nikczemnych doktryn?”.

4. Upadek „imperium zła”

Jednakże upłynęło zaledwie dziewiętnaście lat od zwycięskich Bitwy Warszawskiej i Operacji niemeńskiej, a 17 września 1939 roku ci sami sowieccy barbarzyńcy powrócili, zagarniając w okrutną niewolę wschodnie tereny II Rzeczypospolitej. Następnie, w latach 1945-1989, uczynili z Polski swego wasala. Dowództwo ich wojsk aż do 1993 roku stacjonowało właśnie tutaj – w Legnicy, co, zważywszy na heroiczną walkę księcia Henryka II Pobożnego w 1241 roku, a więc ponad 700 lat wcześniej, urasta do wymiaru prawdziwie historycznego paradoksu. Gdy ostatnie jednostki radzieckie opuszczały to miasto, 17 września 1993 roku, dokładnie w 54 rocznicę ich najazdu na Polskę w 1939 roku – co należałoby uznać za wydarzenie o charakterze wprost symbolicznym, wielu sądziło, że Europa, w tym zwłaszcza Polska, na długo, a może nawet na zawsze, uwolniły się od barbarzyńskich najazdów. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku „imperium zła”, jak prezydent USA Ronald Reagan nazwał ZSRR, nawiązując do filmu George’a Lucasa Gwiezdne wojny, wyraźnie chyliło się ku upadkowi, by na koniec się rozpaść. Dokonało się to najpierw na mocy tzw. porozumienia białowieskiego, zawartego 8 grudnia 1991 roku, a następnie deklaracji o rozwiązaniu ZSRR przyjętej w dniu 26 grudnia 1991 roku w Moskwie przez Radę Republik Najwyższej Rady ZSRR. Najbardziej znani politycy Zachodu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku powszechnie sądzili, że ewentualny koniec żelaznej kurtyny i wyzwolenie państwa Europy Środkowo-Wschodniej spod  komunistycznego jarzma będą możliwe jedynie na skutek wojny atomowej, która byłaby katastrofa dla wszystkich. Tymczasem komunistyczny olbrzym padł praktycznie bez jednego wystrzału. Trudno to uznać za coś innego niż cud. 

Do upadku ZSRR i zwycięstwa Zachodu przyczynili się zwłaszcza dwaj Polacy. Od strony samych „gier wojennych” ogromną rolę odegrał płk Ryszard Kukliński, który w latach 1971–1981 przekazał do USA ponad 40 tys. stron dokumentów dotyczących PRL, ZSRR i Układu Warszawskiego, w tym dokumenty mówiące o sowieckich planach inwazji na kraje Europy Zachodniej, a także o planach użycia przez „imperium zła” broni nuklearnej, czego pierwszą i największą ofiarą stałaby się nieuchronnie sama Polska. 

Natomiast dzieła budzenia opinii publicznej, głoszenia niezbywalnych praw czy to poszczególnych ludzi, czy całych narodów do wolności, dokonał w skali całego świata – nie tylko w Polsce i w Europie – Ojciec Święty Jan Paweł II. Jego zdaniem, „imperium zła” musiało upaść ze względu na istniejący w samym jego akcie założycielskim „błąd antropologiczny”. Szerzej pisał o tym w encyklice Centesimus annus z 1991 roku. W jej numerze 13. czytamy: „Podstawowy błąd socjalizmu ma charakter antropologiczny. Rozpatruje on bowiem pojedynczego człowieka jako zwykły element i cząstkę organizmu społecznego, tak że dobro jednostki zostaje całkowicie podporządkowane działaniu mechanizmu ekonomiczno-społecznego; z drugiej strony utrzymuje on, że dobro jednostki można urzeczywistnić nie uwzględniając jej samodzielnego wyboru i niezależnie od przyjęcia przez nią w sposób indywidualny i wyłączny odpowiedzialności za dobro czy zło. Człowiek zostaje w ten sposób utożsamiony z pewnym zespołem relacji społecznych, a jednocześnie zanika pojęcie osoby jako samodzielnego podmiotu decyzji moralnych, który podejmując je, tworzy porządek społeczny. Skutkiem tej błędnej koncepcji osoby jest deformacja prawa, które określa zakres wolności człowieka, a także sprzeciw wobec własności prywatnej. Człowiek bowiem, pozbawiony wszystkiego, co mógłby «nazwać swoim» oraz możliwości zarabiania na życie dzięki własnej przedsiębiorczości, staje się zależny od machiny społecznej i od tych, którzy sprawują nad nią kontrolę, co utrudnia mu znacznie zrozumienie swej godności jako osoby i zamyka drogę do tworzenia autentycznej ludzkiej wspólnoty”. Tej marksistowskiej wizji człowieka i społeczeństwa radykalnie przeciwstawia się głoszona przez Kościół wizja chrześcijańska – z jej personalizmem, z jej troską o rodzinę, a także o różne wspólnoty gospodarcze, społeczne, polityczne i kulturalne, które jako przejaw tejże ludzkiej natury posiadają „własną autonomię”. Według Papieża, „pierwszym źródłem” błędnej koncepcji „natury osoby i «podmiotowości» społeczeństwa [propagowanej przez komunizm] jest ateizm”. 

5. Nowi barbarzyńcy

Upadek komunizmu – i to w wymiarze światowym – w jakiejś mierze uśpił duchowo zachodnie społeczeństwa. W 1989 roku znany amerykański politolog, filozof polityczny i ekonomista japońskiego pochodzenia Francis Fukuyama ogłosił słynny esej Koniec historii?. Mimo znaku zapytania postawionego na końcu jego tytułu, Fukuyama sformułował w nim tezę, iż proces historyczny w pewnym sensie zakończył się wraz z upadkiem komunizmu, czyli państw tzw. realnego socjalizmu i z przyjęciem przez większość krajów systemu liberalnej demokracji. Demokracja ta wraz z porządkiem gospodarczym opartym o tzw. wolny rynek są, według Fukuyamy, najdoskonalszym – choć nie idealnym – z możliwych do urzeczywistnienia systemów politycznych. Ponieważ to zostało w skali globalnej osiągnięte, nadszedł czas konsumowania dóbr wynikających z tego, że skończył się czas dramatycznej i bardzo kosztownej konfrontacji z systemem komunistycznym.

I oto teraz, w  latach dwudziestych XXI wieku, w skali całych kontynentów, związanych zwłaszcza z tzw. kulturą zachodnią, w jakiejś mierze niespodzianie pojawili się nowi barbarzyńcy. 

Działają wprawdzie zupełnie innymi narzędziami, ale z trzynastowiecznymi Mongołami, czy, sięgając jeszcze bardziej wstecz, do czasów upadku Imperium Rzymskiego, z najeżdżającymi je między innymi osławionymi Wandalami, posiadają jedną budzącą przerażenie wspólną cechę: dogłębne niszczenie kultury podbijanych przez siebie narodów i państw. Współczesny amerykański pisarz Ray Oliver Dreher Jr., znany jako Rod Dreher, opisał ich następująco: „W powszechnym mniemaniu barbarzyńca to zachłanny dzikus, pustoszący miasta, bezmyślnie niszczący budowle i instytucje cywilizacji tylko dlatego, że może to robić. Kieruje się wyłącznie żądzą władzy. Nie wie, co bezpowrotnie niszczy, wcale go to nie interesuje. Według tych kryteriów, mimo całego bogactwa i zaawansowania technologicznego, współczesny Zachód żyje już w stanie barbarzyństwa, choć jeszcze sobie tego nie uświadamia. Nasi uczeni w piśmie, sędziowie, książęta i skrybowie są zajęci niszczeniem wiary, rodziny, płci, a nawet samego pojęcia człowieczeństwa. Nasi rodzimi barbarzyńcy zamienili skóry i dzidy na garnitury od najlepszych projektantów i na smartfony”. 

Głównym celem ataków podejmowanych przez współczesnych barbarzyńców jest samo chrześcijaństwo i związana z nim antropologia – a zatem to, co w myśl słynnego Listu do Diogneta, napisanego przez nieznanego nam z imienia autora żyjącego w II wieku, stanowi duszę świata. Istotę zmagań, jakie przyszło nam dokonywać, dnia 13 sierpnia 1976 niezwykle precyzyjnie określił kard. Karol Wojtyła podczas swego pobytu w USA w ramach Kongresu Eucharystycznego: „Stoimy teraz w  obliczu największej historycznej konfrontacji, przez jaką przejść musi ludzkość. Nie sądzę, że szerokie kręgi amerykańskiego społeczeństwa lub szerokie kręgi wspólnoty chrześcijańskiej zdają sobie z tego sprawę w pełni. Jesteśmy teraz w obliczu ostatecznej konfrontacji między Kościołem a anty-Kościołem, Ewangelii i anty-Ewangelii. Konfrontacja ta leży w planach Bożej Opatrzności. Jest to czas próby, w który musi wejść Kościół, a polski w szczególności. Jest to próba nie tylko naszego narodu i Kościoła. Jest to w pewnym sensie test na dwutysięczną kulturę i cywilizację chrześcijańską ze wszystkimi jej konsekwencjami: ludzką godnością, prawami osoby, prawami społeczeństw i narodów. Jedno jest jednak pewne: ostateczne zwycięstwo należy do Boga, a to się stanie dzięki Maryi, Niewieście z Księgi Rodzaju i Apokalipsy”. 

Na tę dwutysięczną kulturę i cywilizację chrześcijańską składa się przedziwna, a jednocześnie niezwykle płodna w owoce synteza, dokonująca się przez całe wieki, trzech jej fundamentalnych filarów: symbolizowanej przez Ateny filozofii greckiej z jej νοῦς (ratio, umysł, rozum, rozsądek), rzymskiego prawa i chrześcijaństwa, od czasów słynnego pytania Tertuliana symbolizowanego przez Jerozolimę. Na szczęście, wbrew postulatom tegoż Tertuliana, chrześcijaństwo nie zamknęło się w sobie samym, ale spotykając się z innymi kulturami i tradycjami, przenikało je i przemieniało właściwymi sobie treściami, wypływającymi z Ewangelii. W konsekwencji, jak pisał Jan Paweł II w książce Pamięć i tożsamość, „Kościół w swojej działalności ewangelizacyjnej przejął dziedzictwo kulturowe, które go poprzedzało, i nadał mu nową formę. Przede wszystkim dziedzictwo Aten i Rzymu. (…) W tym procesie nie tylko gruntował się chrześcijański charakter Europy, ale także kształtowała się sama europejskość”.

Nadszedł jednak czas, gdy z głębi samej kultury europejskiej wyszedł atak skierowany przeciwko chrześcijaństwu. Najpierw na przełomie XVII i XVIII wieku zrodziło się Oświecenie. Jego „radykalni przedstawiciele (…) odrzucali prawdę o Chrystusie, Synu Bożym, który dał się poznać, stając się człowiekiem, rodząc się z Dziewicy w Betlejem, przepowiadając Dobrą Nowinę, a na końcu oddając życie za grzechy wszystkich ludzi”. Szczytem tego oświeceniowego odrzucenia Chrystusa stała się niezwykle krwawa rewolucja francuska 1789 roku. 

Jeśli osiemnastowieczne Oświecenie, głosząc deizm, nie odrzucało jeszcze istnienia Boga, upatrując w Nim postać jakiegoś Wielkiego Zegarmistrza świata, o tyle wiek XIX stał się epoką, w której zaczęto całkowicie otwarcie propagować ateizm. Tragiczna historia XX wieku, z jej „ideologiami zła”: bolszewickim komunizmem i brunatnym niemieckim nazizmem, a następnie z eksterminacją „poczętych istnień ludzkich przed ich narodzeniem”, zadecydowaną „przed demokratycznie wybrane parlamenty” i postulowaną „w imię cywilizacyjnego  postępu społeczeństw i całej ludzkości”  stała się jego prostą konsekwencją. Jan Paweł II niezwykle jasno wskazywał na ateizm jako główne źródło dotykających nas obecnie nieszczęść i tragedii, o których prawdziwie proroczo pisał w książce Pamięć i tożsamość: „Dzieje się to po prostu dlatego, że odrzucono Boga jako Stwórcę, a przez to jako źródło stanowienia o tym, co dobre, a co złe. Odrzucono to, co najgłębiej stanowi o człowieczeństwie, czyli pojęcie «natury ludzkiej» jako «rzeczywistości», zastępując ją «wytworem myślenia» dowolnie kształtowanym i dowolnie zmienianym według okoliczności”. 

W Wieczerniku Pan Jezus mówił Apostołom o Pocieszycielu, którego im pośle od Ojca: „On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (J 16, 8). Wiek XIX odrzucał istnienie Boga, nie przyjmował więc również prawdy o Duchu Świętym. Jako szczególne, a przy tym nadzwyczajne, tzn. wykraczające poza ten czysto materialny świat,  przypomnienie o Nim należy uznać słowa Matki Najświętszej, mówiącej w 1858 roku w Lourdes do św. Bernadety Soubirous: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie”. Maryja mówiła zatem pośrednio, choć bardzo wyraźnie: o niebie, z którego przychodzi, o grzechu pierworodnym, bez którego nie można zrozumieć skłonnej do zła ludzkiej natury, o Chrystusie Synu Bożym, który w swej paschalnej tajemnicy nas odkupił i zbawił, a przez to stał się naszą nadzieją. 

Jednakże świat nie chciał tej prawdy przyjąć. Zaledwie rok później, w 1859 roku, ukazały się dwa niezmiernie znaczące dzieła, kwestionujące istnienie Boga Stwórcy i Pana dziejów: Karola Darwina O powstawaniu gatunków i Johna Stuarta Milla O wolności. Następnie, po upływie zaledwie ośmiu lat, Karol Marks opublikował książkę zatytułowaną Kapitał. Krytyka ekonomii politycznej (1867). Ks. prof. Robert Skrzypczak w następujący sposób określił ich znaczenie: „W tych trzech dziełach wymienieni autorzy (…) ogłosili niezależność człowieka od Boga: nie zostaliśmy stworzeni przez Boga, ale rozwinęliśmy się ze zwykłej materii; nie ma wyższego autorytetu niż człowiek, przed którym musimy odpowiadać; wolność jest samowolą, jedynymi prawami, jakie nas obowiązują, są te, które sami zdecydujemy się ustanowić; wreszcie: człowiek i historia kierują się ekonomią i polityką, a nie religią, a już na pewno nie sprawami duchowymi”. 

Po 1859 roku przyszedł kolejny przełomowy rok – rok 1917, w którym wydarzyła się rewolucja zwana październikową, z jej hasłami konieczności stworzenia zupełnie nowego człowieka, homo sovieticus, w tym także „nowej kobiety”, w całkowicie nowym społeczeństwie. Człowieka wyzbytego wszelkich tradycyjnych więzów moralnych poza koniecznością bezwzględnego posłuszeństwa wobec bolszewickiej partii. Głównym rzecznikiem nowej moralności stała się Aleksandra Kołłontaj, od 1917 roku komisarz ludowy Opieki Społecznej, głosząca idee tzw. „kolektywnego macierzyństwa”, które miało zaistnieć na gruzach tradycyjnej instytucji rodziny. 

Kołłontaj niezbyt długo utrzymała się przy władzy. W 1923 roku wraz ze swymi zwolennikami musiała opuścić Związek Sowiecki, gdyż Stalin, który właśnie przejął schedę po Leninie, w imię zimnego realizmu uznał, że proponowane przez nią eksperymenty bynajmniej nie sprzyjają stworzeniu społeczeństwa, w tym zwłaszcza armii, które by było zdolne dla idei komunizmu podbić cały świat. Zwolennicy Kołłontaj przenieśli się więc do Niemiec. Tam też przyczynili się do powstania tzw. Szkoły frankfurckiej (Frankfurter Schule), łączącej idee marksistowskie z freudowskimi w celu radykalnej zmiany oblicza tego świata. W książce Nadchodzą barbarzyńcy ks. prof. Robert Skrzypczak przedstawił „operacyjny plan działania” tej Szkoły, sprowadzający się do następujących 12 punktów:

„1. Uchwalić prawa, które ścigają rasizm i przestępstwa z nienawiści.
2. Wprowadzać ciągłe zmiany, aby wywołać zamieszanie.
3. Propagować masturbację w szkołach i podając dzieci jednoczesnej homoseksualizacji, pozyskiwać je poprzez prezentowanie pornografii w klasach
4. Systematycznie podważać autorytet rodziców i nauczycieli.
5. Popierać imigrację, by zniszczyć tożsamość narodową i w ten sposób wzniecić nowe wojny w przyszłości.
6. Systematycznie promować alkohol i narkotyki.
7. Popierać w sposób systematyczny dewiacje seksualne w społeczeństwie.
8. Tworzyć nierzetelny wymiar sprawiedliwości na szkodę ofiar przestępstw.
9. Uzależniać od pomocy społecznej.
10. Kontrolować media, sprzyjając im w misji ogłupiania społeczeństwa.
11. Zachęcać do niszczenia rodziny.
12. Atakować chrześcijaństwo na każdym odcinku, doprowadzając do wyludnienia się kościołów”.

Gdy w 1933 roku w Niemczech doszedł do władzy Hitler, główni ideolodzy Szkoły frankfurckiej, w większości Żydzi, przenieśli się do Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z opracowanym przez, najpierw faszystę, a następnie komunistę włoskiego, Antonio Gramsciego programem tzw. „marszu przez instytucje”, zaczęli coraz bardziej wpływać na idee panujące w amerykańskich uniwersytetach. Po drugiej wojnie światowej niektórzy z nich wrócili do Europy. 

Ich wspólnym dziełem stała się tzw. rewolucja ’68 Roku. Dotyczyła ona głównie jednego pokolenia – ówczesnych studentów i licealistów, którzy „mieli szczęście mieć lat dwadzieścia w latach sześćdziesiątych”. Objęła cały ówczesny zachodni świat: od Europy przez Amerykę aż po Japonię. Formułowała wszędzie te samego hasła i slogany. Pośród nich największy rozgłos znalazły następujące, które pojawiły się w Paryżu: Il est interdit d’interdire – „Zabrania się zabraniać”, Ni maitre, ni Dieu, Dieu c’est Moi – „Ani nauczyciela, ani Boga, Bóg to ja”. Rewolucjonistom ’68 Roku chodziło o wielką próbę stworzenia nowego świata, wbrew istniejącej dotychczas rzeczywistości, opartego na zupełnie odmiennym światopoglądzie i na nowych utopiach. Można by nawet powiedzieć, że chodziło im nie tylko o stworzenie świata wbrew obowiązującej dotychczas rzeczywistości, ale wbrew całej rzeczywistości jako takiej. Dla generacji ‘68 Roku rzeczywistość (jeszcze) nie istniejąca była bowiem bardziej rzeczywista od tej, która (już) istniała. Surrealizm stał się dla niej jedynym obowiązującym programem. „Zapomnijcie o wszystkim, czego się nauczyliście, zacznijcie od snów i marzeń” – pisali studenci na murach Sorbony. Wtórowała im ulotka młodzieży amerykańskiej: „Zapomnij o wszystkim, czego cię uczono w szkole. Historia to teraźniejszość”. „Bądźcie realistami, żądajcie niemożliwego!”.

Dzisiaj wnukowie pokolenia ’68 Roku w swych pragnieniach osiągnięcia „niemożliwego” posuwają się do rzeczy jeszcze do niedawna wprost niewyobrażalnych. Stali się bowiem autorami m.in. ideologii gender, według której człowiek samą swoją myślą, wbrew zdrowemu rozsądkowi i wynikom współczesnych nauk biologicznych, w tym zwłaszcza genetyki, może decydować o swojej płci: o tym, czy jest kobietą, czy mężczyzną. W efekcie rozróżniają istnienie kilkudziesięciu typów płci ludzkich – i tę pseudo-prawdę z wielką mocą, zawdzięczaną ogromnym pieniądzom, starają się wprowadzać jako jedynie słuszną i obowiązującą wszystkich zasadę życia całego świata.  Jako ideowi spadkobiercy Rosji sowieckiej Lenina, Szkoły frankfurckiej i rewolucji ‘68 Roku – co dobitnie widać w bolesnej aktualności programu operacyjnego sporządzonego w latach dwudziestych XX wieku – są owymi współczesnymi barbarzyńcami, którzy, posługując się sformułowaniami Roda Drehera, „zamienili skóry i dzidy na garnitury od najlepszych projektantów i na smartfony”. Przy ich pomocy systematycznie i z pełną determinacją niszczą wspomniane już trzy filary Europy. W miejsce obiektywnej prawdy, do której dochodzi filozoficzny rozum, wprowadzono swoisty dyktat emocji i czucia. Rzymskie prawo, które stało na straży dóbr obywatela państwa, zastąpiono prawem do zabijania innych, całkowicie niewinnych i bezbronnych ludzi, co znalazło swój tragiczny wyraz w uchwalonej niedawno konstytucji Francji, ogłaszającej aborcję jako fundamentalne prawo każdej kobiety. Natomiast walkę z chrześcijaństwem można by symbolicznie przedstawić jako próbę odebrania Chrystusowi prawa obywatelstwa do istnienia we współczesnym świecie. 

6. Chrystus jako Rzymianin

O tym szczególnym obywatelstwie Chrystusa pisał już w początkach XIV wieku Dante Alighieri (1265-1321). W drugiej części jego Boskiej komedii, w „Czyśćcu”, Beatrice tak oto mówi do poety: „Qui sarai tu poco tempo silvano; e sarai meco sanza fine cive di quella Roma onde Cristo è romano”. W języku polskim można by te frazy oddać dosłownie jako: „Będziesz tutaj jako mieszkaniec lasu przez krótki czas; i będziesz ze mną bez końca obywatelem tego Rzymu [tzn. Raju], gdzie Chrystus jest Rzymianinem”. W tłumaczeniu Juliana Korsaka wersy te brzmią następująco: „Dziś gaj ten zwiedzasz jako gość znikomy,/  Nim wstąpisz ze mną w wieczności przybytek,/ Jak obywatel tej niebieskiej Romy,/ Gdzie Chrystus pierwszym jest obywatelem!”. Natomiast Edward Porębowicz oddał je w ten oto sposób: „Krótko zabawisz;/ ze mną ci należy/ Obywatelstwo wieczne w onym Rzymie,/ Gdzie to sam Chrystus był pierwszym z rycerzy”. 

Do tego fragmentu Boskiej komedii wielokrotnie nawiązywał w swych wystąpieniach papież Pius XI. Między innymi w przemówieniu skierowanym w dniu 21 kwietnia 1924 roku do polskich uczennic powiedział, wskazując na kluczową rolę, jaką odgrywa każdorazowy następca św. Piotra, rezydujący w Rzymie i będący równocześnie Wikariuszem samego Chrystusa: „Nie jest się w pełni katolikiem, jeśli nie jest się Rzymianinem, to znaczy dziećmi tego rzymskiego Kościoła, którego głową, zawsze obecną w swoim Wikariuszu, jest Chrystus, który jest zatem także Rzymianinem. To prawda, że kiedy Dante mówi, iż Chrystus jest Rzymianinem, mówi (…) o niebiańskim Rzymie, o Raju; niemniej jednak zawsze pozostaje prawdą, że to stąd, z tego ziemskiego Rzymu, zaczyna On być Rzymianinem, czyniąc Rzym swoją siedzibą w osobie swojego Wikariusza”.

Pod koniec XX wieku Jan Paweł II rozszerzył znaczenie tego sformułowania, nadając mu wymiar prawdziwie uniwersalny. Według niego, Chrystus jest nie tylko obywatelem Rzymu, ale całego świata, w tym także obywatelem Europy, na mocy swego cierpienia, męki i śmierci na krzyżu. Tę prawdę Ojciec Święty głosił najpierw w dniu 7 czerwca 1991 roku we Włocławku: „Tak jak Chrystus, jak Chrystus ma prawo obywatelstwa w świecie, ma prawo obywatelstwa w Europie, dlatego, że dał swoje życie za nas wszystkich. Ma prawo obywatelstwa wśród nas i wśród wszystkich narodów tego kontynentu i całego świata, przez swój krzyż”. Podobną myśl Papież powtórzył w swej książce Pamięć i tożsamość, pisząc: „Chrystusa nie da się więc odłączyć od dziejów człowieka. To samo powiedziałem podczas moich pierwszych odwiedzin w Polsce, w Warszawie, na placu Zwycięstwa. Mówiłem wtedy, że nie można odłączyć Chrystusa od dziejów mojego narodu. Czy można oddzielić Go od dziejów jakiegokolwiek narodu? Czy można oddzielić Go od dziejów Europy? To przecież w Nim wszystkie narody i ludzkość cała mogą przekroczyć «próg nadziei»!”. Będąc Królem męczenników, Chrystus sprawił, że w Europie jako jej wspaniałym i godnym powszechnego szacunku obywatelom szczególne miejsce przynależy się chrześcijańskim męczennikom. Ich pominięcie i zapomnienie o nich, ich niejako wzięcie w nawias i wyrzucenie z europejskiej historii „obraża ten wielki świat kultury, kultury chrześcijańskiej, z któregośmy czerpali i któryśmy współtworzyli, współtworzyli także za cenę naszych cierpień” – mówił dalej we Włocławku Jan Paweł II. „Tu, na tej ziemi kujawskiej, tu, w tym mieście męczenników, to musi być powiedziane głośno. Kulturę europejską tworzyli męczennicy trzech pierwszych stuleci, tworzyli ją także męczennicy na wschód od nas w ostatnich dziesięcioleciach – i u nas w ostatnich dziesięcioleciach. Tak, tworzył ją ksiądz Jerzy [Popiełuszko]. On jest patronem naszej obecności w Europie za cenę ofiary z życia, tak jak Chrystus”.

Ponieważ w procesie tworzenia tożsamości kultury Europy najważniejszym czynnikiem było, jak zauważył Jan Paweł II, właśnie chrześcijaństwo, atak skierowany przeciwko niemu okazał się w swych tragicznych skutkach atakiem wymierzonym w samą europejskość, a szerzej – w istotę tradycyjnej cywilizacji łacińskiej Zachodu. Pociąga to za sobą konieczność określenia sytuacji, w jakiej obecnie znalazła się Polska. „W pamięci Europy – pisze Paweł Milcarek w książce Polska chrześcijańska. Kamienie milowe – trwająca wiekami obrona świata chrześcijańskiego zaznaczyła się bitwami: pod Warną w 1444, pod Lepanto w 1571 i pod Wiedniem w 1683. W pierwszej i ostatniej – w klęsce i w zwycięstwie – armiami chrześcijańskimi dowodzili polscy królowie. Jednak z racji położenia «znoszenie się z Turczynem» było dla Rzeczypospolitej raczej codziennością niż powodem wyjątkowego alarmu. Stąd powstawało przekonanie, że Rzeczpospolita jest «przedmurzem Chrześcijaństwa», antemurale Christianitatis – że «zastawia» resztę świata chrześcijańskiego przed nawałą pogańską. Nie chodziło tu tylko o samopoczucie Polaków. W roku 1678 sam papież Innocenty XI w liście do polskiego senatu nazwał Polskę prevalidum ac illustre christianitatis Reipublicae propugnaculum – potężną i wspaniałą osłoną chrześcijańskiej Rzeczypospolitej. Podobne przekonanie wyrażane było w stosunku do Polski wielokrotnie już znacznie wcześniej”. Jak wiadomo, czynili to między innymi: Filip Buonaccorsi (Kallimach), Machiavelli, Erazm z Rotterdamu, Melanchton, bp Walencji Jean de Monluc. 

Tymczasem obecnie taki opis sytuacji Polski i znajdujących się na zachód od niej innych narodów i państw Europy radykalnie się zmienił. Polska nie jest już więcej przedmurzem, ponieważ po drugiej strony Odry nie ma żadnych murów obronnych chrześcijaństwa. Istnieją tylko jego małe wyspy, przypominające bardziej benedyktyńskie klasztory z epoki wędrówki ludów. Francja staje się coraz bardziej muzułmańskim kalifatem pośród społeczeństwa żyjącego na co dzień według zasady etsi Deus non daretur – „jakby Boga nie było”. Z kolei „droga synodalna”, którą Kościół katolicki w Niemczech usiłuje narzucić całemu Kościołowi powszechnemu, podważa niektóre najbardziej fundamentalne dogmaty wiary. Nawiązując do cytowanych już stwierdzeń kard. Karola Wojtyły z 1976 roku, można w nim stosunkowo łatwo zauważyć pewne symptomy jakiegoś anty-Kościoła, głoszącego anty-Ewangelię. W konsekwencji Polska z jej ciągle jeszcze wyraźną katolicką tożsamością jawi się dużo bardziej jako wyspa, atakowana z równą mocą przez jej ideowych przeciwników zarówno od Wschodu, jak i od Zachodu. 

W związku z takim stanem rzeczy jawią się dwa zasadnicze pytania. Pytanie pierwsze: czy jako taka chrześcijańska wyspa ostaniemy się, czy też kiedyś zostaniemy całkowicie zalani i staniemy się na wzór innych narodów częścią post-chrześcijańskiego świata? Pytanie drugie: co czynimy i co powinniśmy czynić, w imię wiary i nadziei w Bożą Opatrzność, której dobroczynnych wpływów w swych niełatwych dziejach Polska tak często doświadczała, aby ta wyspa nie tylko przetrwała, ale wydała błogosławione owoce kolejnej przemiany świata, na wzór tych wysp, którymi w okresie pierwszych barbarzyńców i wędrówki ludów były benedyktyńskie klasztory? Niewątpliwie, pod tym względem wydarzeniem o prawdziwie symbolicznym znaczeniu był tak zwany Różaniec do Granic, który miał miejsce 7 października 2017 roku, w stulecie objawień fatimskich. Do kościołów znajdujących się głównie na terenach przygranicznych całej Polski przybyły wtedy setki tysięcy Polaków, aby w liturgiczne wspomnienie Matki Bożej Różańcowej odmówić modlitwę różańcową i w ten sposób, przez wstawiennictwo Niepokalanej Dziewicy, prosić Boga o ratunek dla Polski i całego świata.

7. Maciej z Miechowa i jego przesłanie do Polski

We „Wstępie” swego słynnego dzieła Chronicae Polonorum Kronika Polaków żyjący w latach 1457-1523 Maciej z Miechowa (Miechowita) zawarł pewną wizję o charakterze historiozoficznym, odnoszącą się do dziejów Słowian. Według niego, pierwotnie słowiańska Panonia znalazła się we władaniu Hungów z plemienia Scytów. Z kolei słowiańscy mieszkańcy Serbii, Bośni i Bułgarii zostali poddani Turkom, a ludy Dalmacji, Chorwacji i Karni zostały złupione i niemal doprowadzone „do upadku przez Turków i obce narody”. Natomiast bliżsi nam geograficznie Czesi są „skażeni i skalani wieloma herezjami Wiklifa i Husa”, a tak zwani bracia czescy odrzucili wiarę w Najświętszy Sakrament, w Najświętszą Maryję Pannę i świętych Kościoła. Żyjący zaś na wschodzie Europy Rusini i Moskale są oddzielonymi od Stolicy Apostolskiej schizmatykami. Ich los jest nie do pozazdroszczenia, gdyż „corocznie są niszczeni, więzieni i nieszczęśliwie sprzedawani przez Tatarów i Turków”. Na koniec Lechici i Windowie, czyli Słowianie mieszkający nad Morzem Bałtyckim, pokonani przez cesarzy Henryka I i Henryka III, stali się pośród Niemców niewielką mniejszością narodową, zamieszkując zwłaszcza okolice Lubeki i Rostoka. 

Na tle tego godnego pożałowania ich losu zupełnie inaczej przedstawia się, zdaniem Miechowity, sytuacja Polski. „Jedynie sama Polska, dzięki Bożej łaskawości i zasługom oraz opiece świętego Stanisława, nie [została] podporządkowana obcym [narodom] i błędom, choć często była przez nich niszczona i pustoszona. Trwa chwalebna, od przyjęcia chrześcijaństwa aż do dzisiaj, poddana z pobożnością prawu Bożemu i posłuszna Kościołowi rzymskiemu”. 

Wraz z tym pełnym dumy opisem stanu polskiego narodu i państwa, Miechowita złączył swe skierowane do niej przesłanie odnoszące się do przyszłości, podkreślając zwłaszcza konieczność wiernego trwania przy katolickiej wierze. „Oby na zawsze [tak Polska] trwała, nigdy nie pokonana przez pogan i sąsiadów, i żeby sumiennie przestrzegała i zachowywała przykazania Pańskie! Psalm 131 bowiem twierdzi: «Jeśli synowie twoi strzec będą przymierza mego i świadectw moich tych, których ich uczę, to i synowie ich aż na wieki będą siedzieć na stolicy Twojej», przeciwnie [natomiast mówi] Psalm 88: «A jeśli synowie jego opuszczą zakon mój i według praw moich postępować nie będą; jeśli zgwałcą ustawy moje i nie będą strzec przykazań moich: nawiedzę przestępstwa ich rózgą, a grzechy ich biczami». Wierzę, że Polacy, dopóki będzie przy nich trud i zaradna przezorność panujących, to wszystko spełnią i swoje królestwo, dzięki prawidłowej wierze i uczynkom, uczczą i ustrzegą, dzięki obronie najchwalebniejszej Bożej Rodzicielki Maryi i dzięki ochronie naszego Patrona błogosławionego Stanisława”. 

Z wielką powagą pochylamy się dzisiaj, po upływie ponad 500 lat, nad tymi stwierdzeniami zawartymi we „Wstępie” do Kroniki Polaków. W czasie minionych pięciu wieków wiele zmieniło się, gdy chodzi o kraje zamieszkiwane przez Słowian – i nie tylko przez nich – w Europie. Wiele też z tamtych odległych czasów pozostało. Znajdujące się na terenie dawniej Panonii Węgry, po czasach Reformacji są obecnie na wpół katolickie, na wpół kalwińskie, a ponadto w dużej swej części oddalone od Boga. Z wielkim trudem wychodzą z epoki komunizmu, bohatersko zmagając się przy tym o zachowanie swej tożsamości narodowej i kulturowej, ponieważ nie chcą się poddać ideologicznemu dyktatowi Brukseli. Serbia ciągle marzy o swej dalszej dominacji na Bałkanach, zwłaszcza w odniesieniu do Kosowa, które jest zamieszkiwane przez muzułmańskich w większości Albańczyków. Z kolei mieszkańcy Dalmacji i Chorwacji, z wdzięcznością wspominając Ojca Świętego Jana Pawła II, który jako pierwszy uznał ich dążenia do państwowej niepodległości i suwerenności, próbują budować swoją tożsamość poprzez odwoływanie się do chrześcijańskich wartości. Natomiast Czesi, niegdyś dogłębnie naznaczeni husytyzmem, po tragicznych doświadczeniach epoki komunizmu uchodzą za najbardziej ateistyczny kraj Europie. Na Wschodzie Rosjanie pod wodzą Putina za wszelką cenę pragną odbudować swoje, sięgające czasów caratu, a następnie komunizmu, imperium, cynicznie przedstawiając się światu jako spadkobiercy Trzeciego Rzymu i obrońcy chrześcijańskiej wiary i tradycji. Z kolei wywodzący się z Rusinów Ukraińcy, zdradziecko napadnięci przez Rosję, od kilku lat walczą o swoją niepodległość i o powrót do kręgu kultury śródziemnomorskiej, której ważną częścią się stali w 987 roku na skutek  przyjęcia chrztu przez księcia Włodzimierza Wielkiego. Natomiast Niemcy zostali w 1945 roku wyparci z Pomorza i Śląska, a nad Bałtyk wrócili Polacy, przesiedleni z dawnych Kresów Wschodnich.

Pod wieloma względami zmieniła się również sytuacja Polski w stosunku do tego, co w początkach XVI wieku mógł o niej napisać Maciej z Miechowa – gdy I Rzeczpospolita znajdowała się u szczytów swojej potęgi politycznej i kulturowej. W ciągu minionych pięciu wieków Polska doznała bowiem wielu ogromnych nieszczęść, w tym również zaborów, będąc przez długie 123 lata częścią Rosji, Prus i Austrii. W 1939 roku po raz kolejny uległa swym wielkim sąsiadom, którzy w imię totalitarnych ideologii – najpierw niemieckiej, nazistowskiej, a następnie czerwonej, bolszewickiej – pragnęli złamać jej ducha. Jednakże dzięki Bożej łaskawości oraz opiece swych świętych patronów Wojciecha i Stanisława nie dała się podporządkować przemocy, błędnym ideologiom i herezjom. Pozostała wierna – jako Polonia semper fidelis – Kościołowi rzymskiemu, co znalazło swój wiekopomny wyraz w chwili wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża, a następnie w jego długim, trwającym prawie 27 lat pontyfikacie. W świetle tych doświadczeń pozostaje jednak ciągle aktualne życzenie Miechowity: „Oby na zawsze [tak] trwała [ona dalej], nigdy [do końca] nie pokonana przez pogan i sąsiadów, i żeby sumiennie przestrzegała i zachowywała przykazania Pańskie!”. 

Dlatego chciejmy wierzyć, że Polacy będą wybierali takie władze państwowe, które dla autentycznego dobra Ojczyzny nie będą unikały ciężkiej pracy wspomaganej cnotą przezorności i rozwagi, oraz wiernie i z oddaniem będą służyły budowaniu jej prawdziwej wielkości. Sami zaś w swym życiu osobistym i społecznym pozostaną wierni ponad tysiącletniej chrześcijańskiej tradycji narodu, z którego wyrastają. W ten też sposób uczczą i ustrzegą Polskę przed różnymi niebezpieczeństwami, uciekając się nieustannie pod opiekuńczy płaszcz swojej Matki i Królowej, Najświętszej Maryi Panny, „co Jasnej broni Częstochowy”, a także prosząc o wstawiennictwo swych świętych Patronów, do których być może już niedługo zostanie dołączony bohaterski książę Henryk II Pobożny. W ten sposób, podążając śladami Chrystusa, będą ciągle – także oni – obywatelami Rzymu.

Abp Marek Jędraszewski – wykład wygłoszony podczas Gali Nagrody im. Henryka Pobożnego (Legnica, dnia 5 kwietnia 2025 r.).

***